Przy koniach zatrzymaliśmy się trochę dłużej. Ich widok, bądź co bądź prawie w środku miasta, trochę nas zadziwił. Poza tym ja uwielbiam konie. Dla mnie są to najpiękniejsze zwierzęta świata. Lubię na nie patrzeć. Poruszają się z taką gracją, że oczu od nich nie mogę oderwać. W moim mieście jest stadnina koni, którą często odwiedzam. Obserwowanie koni wprawia mnie w dobry nastrój, ładuje mnie bardzo pozytywną energią, której potem wystarcza mi na długo. Czerpie z niej również całe moje środowisko. :D
Miłość do koni odziedziczyłam z pewnością po moich przodkach. Jeden z nich, mój dziadek, to nawet oddał swoje życie za konie. Można powiedzieć, że zasłonił je swoją piersią. Gdy wydarzenie to miało miejsce był on ojcem dwójki małych dzieci, w tym mojej mamy, która wtedy miała zaledwie trzy miesiące. Dziadek zauważył konie w zbożu sąsiada i biegł by je z niego wyprowadzić. Mimo to, sąsiad strzelił do dziadka cztery razy, tyle samo ile było koni w jego zbożu. Rany okazały się być śmiertelne. Po dwóch tygodniach w szpitalu, dziadek umarł. Sąsiad został osądzony i skazany za morderstwo z premedytacją.
I już jesteśmy w pensjonacie. Zmęczeni, mokrzy ale bardzo zadowoleni. Dzień jeszcze długi przed nami, umawiamy się więc na spacer po Szklarskiej Porębie. Daliśmy sobie godzinę czasu na zmycie zmęczenia i przebranie się. Piwko może poczekać.
Po godzinie jesteśmy na mieście. Deszcz tylko od czasu do czasu przypomina o sobie spontanicznymi kropelkami. W końcu całkowicie ustaje. My zwiedzamy wymyte deszczem miasto. Obchodzimy nie małą jego część, to wspinając się pod górę, to schodząc w dół. W ogóle nie odczuwamy zmęczenia, takjakbyśmy nie przebyli dzisiaj długiej drogi ze szczytu Szrenicy do Szklarskiej Poręby. Dzień kończymy małym piwkiem w pokoju K i J. Planujemy przy tym jutrzejsze deptanie, wspominamy stare dzieje i opowiadamy sobie nawzajem co nowego się wydarzyło w naszym życiu. Jest tak rodzinnie, ciepło i miło. Dobrze jest mieć prawdziwych przyjaciół - pomyślałam. To właściwie jest kolejny skarb zaraz po zdrowiu i rodzinie. W końcu mówimy sobie dobranoc! Jutro czeka nas następna przygoda, musimy się wyspać.
Miłość do koni odziedziczyłam z pewnością po moich przodkach. Jeden z nich, mój dziadek, to nawet oddał swoje życie za konie. Można powiedzieć, że zasłonił je swoją piersią. Gdy wydarzenie to miało miejsce był on ojcem dwójki małych dzieci, w tym mojej mamy, która wtedy miała zaledwie trzy miesiące. Dziadek zauważył konie w zbożu sąsiada i biegł by je z niego wyprowadzić. Mimo to, sąsiad strzelił do dziadka cztery razy, tyle samo ile było koni w jego zbożu. Rany okazały się być śmiertelne. Po dwóch tygodniach w szpitalu, dziadek umarł. Sąsiad został osądzony i skazany za morderstwo z premedytacją.
I już jesteśmy w pensjonacie. Zmęczeni, mokrzy ale bardzo zadowoleni. Dzień jeszcze długi przed nami, umawiamy się więc na spacer po Szklarskiej Porębie. Daliśmy sobie godzinę czasu na zmycie zmęczenia i przebranie się. Piwko może poczekać.
Po godzinie jesteśmy na mieście. Deszcz tylko od czasu do czasu przypomina o sobie spontanicznymi kropelkami. W końcu całkowicie ustaje. My zwiedzamy wymyte deszczem miasto. Obchodzimy nie małą jego część, to wspinając się pod górę, to schodząc w dół. W ogóle nie odczuwamy zmęczenia, takjakbyśmy nie przebyli dzisiaj długiej drogi ze szczytu Szrenicy do Szklarskiej Poręby. Dzień kończymy małym piwkiem w pokoju K i J. Planujemy przy tym jutrzejsze deptanie, wspominamy stare dzieje i opowiadamy sobie nawzajem co nowego się wydarzyło w naszym życiu. Jest tak rodzinnie, ciepło i miło. Dobrze jest mieć prawdziwych przyjaciół - pomyślałam. To właściwie jest kolejny skarb zaraz po zdrowiu i rodzinie. W końcu mówimy sobie dobranoc! Jutro czeka nas następna przygoda, musimy się wyspać.